Szkoła Magii i Czarodziejstwa
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Historia Arashi

Go down 
AutorWiadomość
Arashi

Arashi


Liczba postów : 35
Join date : 27/12/2014

Historia Arashi Empty
PisanieTemat: Historia Arashi   Historia Arashi EmptyWto Lut 03, 2015 12:40 am

Londyn, 25 lipca 2002 roku
„ Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”
Narodziny. Można powiedzieć, że to moment bardzo ważny w życiu każdego z nas. Gdyby nie to wydarzenie, nie stąpalibyśmy teraz po tej planecie. Przełomowa chwila, w której na nasz świat przychodzi kolejne dziecko. Chwila, w której nikt jeszcze nie wie, jakie ono będzie. Kolejny, nic nie wnoszący do tego świata człowiek? Czy może przełomowy wynalazca? W tym momencie wszyscy są tacy sami. Równi. Nawet, jeśli ktoś w przyszłości dokona czegoś niezwykłego, nikt jeszcze o tym nie wie. Czas niewinności. Jest się tylko małym okruszkiem, wśród miliona innych. Co może taki mały okruszek? Nic. Zupełnie nic.
Z Arashi nie było inaczej – kolejne dziecko, nie odznaczające się niczym specjalnym. Jak każde. Nawet, jeśli ktoś miał w przyszłości czynić rzeczy wielkie, to jeszcze nie dało się tego po nim poznać, jakkolwiek nie był wyjątkowy. Zwykły bachor i tyle. Oczywiście, woleliby chłopca. Dziewczynka, owszem, nie była zła, również się cieszyli, ale jednak, gdy w przyszłości wydadzą ją za mąż, nie przedłuży rodu. Była jednak póki co jedyną spadkobierczynią rodu Ruve – brat jej ojca nie doczekał się jeszcze potomka. Nikt nie sądził, żeby pozwolili wygasnąć tej rodzinie. Będą się ruchać do upadłego.
Była dzieckiem wyjątkowo ładnym, mimo, że podobnie jak każde, co chwile płakała. Czarne oczy, niczym dwie bryłki węgla odziedziczyła po ojcu. Dziwne, że od razu się z nimi urodziła – najczęściej po narodzinach przyjmowały kolor niebieski. Małą główkę pokrywały pojedyncze kosmyki białych włosów. Nie, nie blond. Białych. Niczym płatek śniegu, kartki nowej książki.
Postanowili ją nazwać nietypowym imieniem. Arashi, z japońskiego oznaczało burzę. Nie chcieli kolejnego pospolitego. Miała być wyjątkowa. Każdy z rodu Ruve był wyjątkowy. Do tego, w drzewie genealogicznym jej matki, znaleźli pewną kobietę, nazywającą się Arashi Collins. Żyła jakieś sto lat temu, ale jej imię tak się spodobało młodej parze, że postanowili nazwać tak swoją pierworodną córkę.

Londyn, 22 kwietnia 2005 roku
„Wszyscy mamy w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura.”
Arashi miała szczęśliwe dzieciństwo, mimo, że była strasznie rozpieszczona. Dostawała wszystko, co tylko chciała, już od najwcześniejszych lat życia. Miała niecałe trzy lata i całą szafę falbankowych sukienek. Tego dnia poszła z rodzicami do parku. Mimo, że jej ojciec bardzo dużo pracował, znajdywał dla niej zawsze troszkę czasu. Kochali ją. Szczerze kochali, tak przynajmniej wydawało się małej Araś. Żałowali, że nie był to chłopiec, ale mimo to obdarzyli ją miłością. Byli bardzo młodzi, razem nie do końca z własnej inicjatywy. Cóż, jednak, jak widać coś wyszło z ich związku.
Mała Ruve stała przed lustrem w swoim pokoju, trzymając w rękach dwie sukienki. Zastanawiała się, którą wybrać. Niespodziewanie do pokoju weszła jej mama. Gdy tylko zobaczyła, co robi jej córeczka, roześmiała się. Przytuliła dziewczynkę od tyłu.
- Moja mała strojnisia – powiedziała. – Zupełnie jak mamusia.
Pomogła jej się ubrać, wyszczotkowała jej piękne, białe włosy i razem, całą rodziną wyszli z budynku.
Dzień był wyjątkowo słoneczny, w powietrzu wyczuwało się wiosnę. Gdzie tylko się spojrzało, rosły kwiaty, wszystko się zieleniło. Londyn wyglądał zdumiewająco przepięknie, szczególnie, że wszyscy byli przyzwyczajeni do jego ponurości.
Spacerowali razem, śmiejąc się. Ten dzień był wyjątkowo udany, a przyszłość malowała się w kolorowych barwach. Nikt nie spodziewał się, że w życiu Arashi cokolwiek mogłoby się nie udać. Pieniądze miała po rodzicach, męża na pewno też jej znajdą. Szczęścia też jej nie brakowało. Cóż, nie zawsze jednak wszystko idzie po naszej myśli. Oj, zdecydowanie, nikt nie spodziewał się, że tyle się jeszcze w jej życiu zmieni.

Londyn, 20 grudnia 2014 roku
„Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.”
Było wyjątkowo zimno. Arashi wracała właśnie do domu z grupą koleżanek ze szkoły. Musiała się uczyć, żeby nie zawieść rodziców. Zawsze chcieli, by była najlepsza. Gdy coś jej nie poszło, złościli się. „Kochanie, uczysz się dla samej siebie, ale musimy przypilnować, żebyś była jak najlepsza. Przecież wiesz, że nasz ród zawsze był najlepszy. We wszystkim.  Z tobą nie może być inaczej”, mówili. Udawała, że to rozumie. Westchnęła, rozkopując butami śnieżne zaspy.
- Może pójdziemy dziś razem na spacer? – spytała jedna z jej koleżanek.
- Ehh, ja nie mogę – zasmuciła się Ruve. – Muszę zakuwać, w końcu jutro jest sprawdzian.
- Ciągle się uczysz – stwierdziła inna. – Mogłabyś czasami odpuścić.
- Rodzice – skomentowała krótko dziewczyna.
Pożegnała się ze znajomymi, po czym odeszła w swoją stronę. Ukryła twarz w dłoniach. Dlaczego nie mogę być taka jak inni?, pomyślała. Po policzku spłynęła pojedyncza łza. Otarła ją wierzchem dłoni i ruszyła przed siebie.
Londyn, 10 października 2016 roku
„Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie.”
Już od jakiegoś czasu widziała, jak na nią patrzył. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie, czuła się wręcz dumna, że jeden z najprzystojniejszych chłopaków ją obserwuje. Rumieniła się, gdy tylko czuła, że jego orzechowe strony są skierowane w jej stronę. Tego dnia po raz pierwszy do niej podszedł i zagadał. Oparł się o ścianę, zmierzwił ręką brązowe włosy.
- Hej, Burzo – zaśmiał się. – Widzę, że przydałaby ci się odskocznia od codzienności.
No tak, każdy wiedział, co oznaczało jej imię. Normalnie denerwowała się, gdy ktoś tłumaczył je z japońskiego, ale w jego ustach brzmiało to wspaniale.
- Co masz na myśli?
- Wiem, że musisz się dużo uczyć – stwierdził. – Musisz trochę odpocząć, bo zwariujesz. Co powiesz na to, żebyśmy poszli na spacer do parku?
- Chętnie – wykrztusiła, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszała.
- Będę czekać przed budynkiem po twoich lekcjach – zapowiedział. – Do zobaczenia.
Bez namysłu się zgodziła. Miał rację. Jej rodzice zdecydowanie przesadzali. Nie dawali jej żyć. Jej znajomi co chwilę gdzieś się dobrze bawili, a ona zakuwała. Nie obchodziły ją konsekwencję tego, co robiła. Wzięła telefon i napisała krótkiego smsa do mamy.
Mam dziś kółko chemiczne. Wrócę później.
Poszła na lekcje matematyki.

☾☾☾

Nathan, bo tak nazywał się chłopak, już na nią czekał. Uśmiechnął się na jej widok. Gdy tylko do niego podeszła, bez namysłu chwycił jej rękę. Nie puszczała.
Spacerowali kilka godzin, rozmawiając o wszystkim. Czuła, że wreszcie znalazła kogoś, kto ją rozumie. Wyżaliła się mu ze swoich problemów, tego, jak traktują ją rodzice. Idealna córeczka. Zawsze. Na pożegnanie ją przytulił i pocałował w policzek.
- Spotkamy się jeszcze niedługo, dobrze?

Londyn, 4 grudnia 2016 roku
„Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is¬tnieje żaden powód do miłości. ”
Kochała go. Kochała, jak nikogo wcześniej. Chodzili często razem na spacery, albo do różnych kawiarni. Rozumieli się bardzo dobrze, dopełniali. Mimo, iż byli młodzi – Arashi miała dopiero 14 lat, a Nathaniel 15, darzyli się szczerą miłością. Wiedziała, że chłopak nie udaje. Umiała wyczuć, gdy ktoś kłamał, a w jego oczach widziała szczere zakochanie. Mnóstwo osób mówiło, że takie uczucie w tym wieku nie istnieje. Nawet jeśli to miało być tylko zauroczenie, to czy nie przeżyli ze sobą tylu wspaniałych chwil?
Wmawiała rodzicom, że zapisała się na bardzo dużo kółek, żeby douczyć się z różnych przedmiotów. Wierzyli jej, aż do teraz.
Wróciła do domu po spotkaniu ze swoim chłopakiem, uśmiechnięta, zarumieniona. Zostawiła plecak  w przedsionku i poszła do kuchni by coś zjeść. Myślała, że jej mama będzie na spotkaniu z klientem, jak jej zapowiadała. Ta jednak stała w kuchni, jakby na nią czekała. Obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem.
- Zawiodłam się na tobie – powiedziała ostrym tonem. – Skończyłam dziś wcześniej, więc postanowiłam, że podjadę po Ciebie pod szkołę. Pytałam o jakieś zajęcia z chemii i odbywają się one w zupełnie inne dni, niż mi mówiłaś. To samo z innymi przedmiotami. Ciebie nigdzie nie było, nie odbierałaś telefonów. Wiesz, jak się martwiłam? Okłamywałaś mnie!
- Mamo… przepraszam – wydukała dziewczyna. – Ja…
- Tak? Co masz na swoje usprawiedliwienie? Co tak naprawdę robiłaś zamiast się uczyć, jak nam wmawiałaś? Kłamałaś nam w twarz! Byliśmy z ciebie dumni, że sama z siebie chciałaś się kształcić. No dalej, wyjaw mi tę okrutną prawdę!
- Spotykałam się – wyszeptała.
- Z kim?! – jej matka mówiła podniesionym tonem.
- Z chłopakiem – powiedziała trochę pewniejszym tonem głosu. – Moim chłopakiem.
- Jakim… zaraz, co? Żartujesz! Znalazłaś sobie kogoś i nam nic nie powiedziałaś? Przecież zabroniliśmy ci bliższych kontaktów z jakimkolwiek chłopcem! Wiesz, że to my wybierzemy ci męża. Nie masz nic do gadania.
Poczuła, jak coś w niej pęka.
- Przykro mi, ale ja naprawdę go kocham.
- Głupia dziewczyno, nie wiesz czym jest miłość! Masz 14 lat i zapewne nigdy jej nie poznasz. Prawdziwa miłość w ogóle nie istnieje, a na pewno nie w takim wieku. Łżesz, mówiąc, że naprawdę go kochasz. Nic o tym nie wiesz.
- To nie moja wina. Przepraszam.
- Głupia dziewucha. Myślisz, że tak to zostawię? Jak nazywa się ten chłopak?
Milczała. Jej matka poczerwieniała na twarzy. Przyparła ją mocnym ruchem do ściany, tak, że Arashi nie mogła oddychać.
- Mam w dupie to co czujesz. To nie jest prawdziwe. Gadaj, jak się nazywa, gówniaro.
- Nathaniel. Nazywa się Nathaniel White.
- White… to nie jest żaden ród. Zabraniam ci kontaktów z nim. Na zawsze. Jak trochę podrośniesz, to znajdziemy ci porządnego kandydata, nie martw się. Nie musisz szukać kogoś w szkole. Zostaw go, zapomnij.
- Ale mamo! On jako jedyny mnie rozumie. Nie mogę przestać. Nigdy nie zapomnę.
- Widzę, że nie przemówię ci do rozsądku. Idź do swojego pokoju i nie wychodź. Zadbam o to, żebyś nie wyszła.
Nie mając wyboru, weszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Po chwili usłyszała szczęk zamka w drzwiach. Owinęła się kocem i płakała. Pozwoliła, żeby łzy płynęły po jej policzkach.

Londyn, 20 grudnia 2016 roku
„To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu.”
Rodzice pilnowali, żeby nie widywała Nathana. Jednak, tego dnia udało jej się. W szkole podeszła do niego, gdy żaden nauczyciel nie widział. Prawdopodobnie jej wspaniała mamusia dała im łapówkę, żeby ta dwójka trzymała się z daleka. Gdy tylko go zobaczyła, po jej policzkach popłynęły łzy. Podbiegła i przytuliła się do niego.
- Tęskniłam za tobą – wyszeptała. – Ale to prawdopodobnie ostatni raz, kiedy się spotykamy. Moi rodzice pilnują, żebyśmy się nie widywali. Od nowego roku zmieniam szkołę.
- Ale jak to…
- Cii… muszę iść. Kocham cię, Nathanielu White, gdybyś kiedykolwiek w to wątpił.

Przedmieścia Londynu, 10 stycznia 2017 roku
„Obojętność i lekceważenie często wyrządzają więcej krzywd niż jawna niechęć.”
Wędrowała ciemnymi alejkami. Był wieczór, ludzie powoli wracali do domów. Lubiła nocne spacery, pozwalały oderwać się jej od otaczającej ją rzeczywistości. Nie bała się tego, co czeka ją w mrocznych zaułkach. Wymknęła się z posiadłości, gdy rodzice nie patrzyli. Nie chciała iść do Nathana, bo wiedziała, że to tylko pogorszyłoby jej stan. Starała się zapomnieć. Byłaby to zapewne jedna z podobnych przechadzek, gdyby nie spotkała go. Pojawił się jakby z nikąd. Czarne włosy, czarne oczy.
- Panienka nie wie, że tu bywa bardzo niebezpiecznie o tej godzinie? – spytał i uśmiechnął się.
W jego uśmiechu było coś bardzo niepokojącego, ale Arashi nie mogła odkryć co.
- Nie wiem, dlaczego ktoś taki jak panienka się tu szlaja. Zabrnęła panienka dość daleko. Pomogę się panience wydostać z tej plątaniny uliczek, dobrze?
Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, obcy chwycił ją za rękę i pociągnął w zupełnie inną stronę niż ta, z której przyszła. Próbowała się wyrwać z uścisku, ale nie miała tyle siły. Prowadząc ją za sobą, dotarł do jakiegoś opuszczonego budynku. Bez chwili zastanowienia wszedł do środka.
- Popełniła panienka wielki błąd przychodząc tu tego wieczoru – powiedział. – A teraz już panienka nie ucieknie.
Przyparł ją do ściany i zaśmiał się. Najpierw pocałował ją w policzek lekko, ale po chwili przeszedł do ust. Smakował… krwią? Próbowała krzyczeć, próbowała uciekać. Wszystko na nic.

Przedmieścia Londynu, 11 stycznia 2017 roku
„Nie jest ważne, kto kim się urodził, ale czym się stał!”
Obudziła się. Siedziała na krześle, przywiązana do niego za pomocą kilku solidnych węzłów. Od razu zauważyła, że zaraz obok stoi chłopak, ten sam, który wczoraj ją tu zawlókł.
- Wstałaś, słoneczko – zaśmiał się. – Byłaś naprawdę wspaniała.
Nie wiedziała, o co mu chodziło – bolała ją głowa, nic nie pamiętała, jedynie jak wchodzi do budynku i tyle. Chciała uciec. Chciała do domu, chyba po raz pierwszy. Tęskniła. Wiedziała, że znowu przeżyje horror z rodzicami, że będzie chciała uciekać. Wiedziała, ale mimo to pragnęła znaleźć się przed ich rezydencją.
- Gdzie ja jestem? – zapytała.
- To nadal Londyn, kochanie. Tam gdzie wczoraj. Nic nie pamiętasz? Szkoda. Dziś jednak przejdziemy do konkretów. Pewnie nie wiesz, co cię czeka, malutka. Nie wiesz? A może wiesz?
- Nie – wychrypiała.
- To będzie niespodzianka! – zachichotał. – Lubię niespodzianki.
Pstryknął palcami, a liny które ją trzymały odwiązały się i spadły na ziemię. Jak on to zrobił?, spytała się w myślach. Już chciała wstać i uciekać, ale chłopak chwycił ją w ramiona. Był silny, spokojnie ją podniósł. Gdy jej dotykał, poczuła ostry ból głowy.
- Dobra. Może trochę boleć, ale ostrzegałem. Ugryzę cię. Później dam ci trochę mojej krwi. Wypijesz ją posłusznie, po czym będziesz chciała się zmienić. Chcesz. Chcesz stać się jednym z nas.
Na początku nie wiedziała, o co mu chodzi, ale później zrozumiała, co wcześniej niepokoiło ją w jego uśmiechu. Kły, ostre kły. Wampir. Jak w bajkach.
Nie wiedziała dlaczego, ale rzeczywiście zechciała się przemienić. Jak się później okazało, chłopak nałożył na nią zaklęcie, które podporządkowywało jej wolę jego. Ale w tej chęci mogła być część jej własnej. Czy nie chciała być potężniejsza od rodziców? Niezależna? Czy gdyby to były tylko czary, to przemieniłaby się? Małe szanse. Musiała też chcieć. Nawet, jeśli nigdy się do tego nie przyzna, zachowa to w tajemnicy, to zna prawdę.
Ugryzł. Bolało. Poczuła, jak opuszczają ją siły, ale cieszyła się. Cieszyła, że stanie się kimś lepszym. Po chwili wypiła krew z nacięcia na nadgarstku chłopaka, które sam sobie zrobił. Smak ohydny. Prawie nie zwymiotowała. Po chwili zemdlała.

Brighton, 12 stycznia 2017 roku
Obudziła się. Na początku ujrzała tylko ciemność, lecz po chwili jej wzrok się przyzwyczaił. Bolała ją głowa, czuła, że czegoś jej potrzeba. Gdy się przyjrzała, zauważyła że znajduje się w samochodzie. Zresztą, nie w byle jakim. Wyglądał na limuzynę. Po chwili ktoś klasnął i zapaliło się światło. Zobaczyła więcej szczegółów – leżała na kanapie z czarnej skóry, a nie daleko jej siedział chłopak, ten sam, którego widziała kilka dni temu. Rozmawiał przez telefon, nie zauważył, że Arashi już nie spała. Spojrzała przez okno – padał śnieg, ale udało jej się zobaczyć ludzi przechadzających się ulicą. Byli zajęci codziennymi sprawami. Miasto nie wyglądało jej na Londyn, nie znała go.
Zauważyła też, że ktoś pozbył się jej bluzy i rurek, które wcześniej miała na sobie. Ubrano ją w czerwoną, bardzo elegancką sukienkę, która idealnie eksponowała jej sylwetkę, czarne szpilki i dużą ilość biżuterii, która na najtańszą nie wyglądała.
- Idealnie, Burzo – powiedział chłopak, który skończył rozmawiać przez telefon. – Obudziłaś się akurat na nasz przyjazd.
- Po pierwsze – skąd wiesz jak mam na imię? Po drugie – gdzie my jesteśmy? A po trzecie – co do cholery mam na sobie?
- Spokojnie, nie tyle pytań naraz – roześmiał się. – Arashi. Piękne imię. Rodzice musieli mieć dobry gust. Nazwisko też niczego sobie. Ruve… stary angielski ród. Znają go wszyscy. Tak, ja też. Lepiej niż myślisz, kotku… Ale o tym później. Jesteśmy w Brighton. Po tym, jak cię przemieniłem, zemdlałaś. Nic dziwnego. Już myślałem, że padniesz… nie przeżyjesz przemiany, ale wierzyłem w ciebie do końca. Czułem, że przeżyjesz. Oczekują nas właśnie tutaj. Obiecałem, że przedstawię im mój nowy twór. Płynie w tobie moja krew… to ja cię stworzyłem. Już nie uciekniesz, kochana… A co do sukienki, to nie narzekaj. Wydałem na nią grube pieniądze, więc czy chcesz, czy nie, musisz ją zaakceptować. Mam nadzieję, że umiesz jako tako chodzić na szpilkach. Wysiadamy.
Gdy samochód się zatrzymał, wstała i poszła za chłopakiem. Wiedziała, że nie ma wyboru – i tak nie ucieknie. Cały czas czegoś jej brakowała… była jakby głodna, ale nie w normalny sposób. Nie chodziła nigdy na obcasach, ale o dziwo nie miała z tym problemu. Zanim otworzył drzwi limuzyny, wampir podał jej ciepły, zimowy płaszcz. Bez namysłu założyła go na siebie.
Było zimno. Marzła, chłód doskwierał szczególnie w nieokryte nogi. Śnieg padał i nie przestawał. Na dworze było naprawdę pięknie. Biały puch dodawał wdzięku ciasnym, miejskim uliczkom oświetlanym przez latarnie. Nie była nigdy w Brighton. Wyglądało podobnie jak inne miasteczka. Ruszyła za chłopakiem, z nadzieją, że jeśli przyspieszy kroku, to trochę się rozgrzeje. Wykorzystała tę chwilę, by się mu przyjrzeć. Był przystojny, wyglądał na około dwadzieścia lat. Miał czarne, lekko potargane włosy i oczy w tym samym kolorze. Jego skóra była bardzo blada – odruchowo Arashi spojrzała na siebie i odkryła, że jej również jest taka. Czy stała się już wampirem? Czy zamieniła się w potwora? Zbadała językiem swoje zęby i odkryła, że kły są dłuższe niż wcześniej. Czy rzeczywiście została krwiopijcą?
Po kilku minutach stanęli przed dużą rezydencją. Arashi przypominała ona trochę jej dom. Na pewno mieszkał w niej ktoś bogaty. Doszli do wykutej w fantazyjne wzory furtki, by po chwili znaleźć się we wspaniałym ogrodzie. Oświetlały go lampki ogrodowe, emanujące bardzo delikatnym, czerwonym światłem. Rosło tu mnóstwo roślin, krzewów, których nie znała, ale robiły wrażenie. Po stawie pływały lampiony. Zima jakby na niego nie zadziałała. Zanim chłopak zadzwonił do drzwi, odwrócił się do dziewczyny.
- Tak w ogóle, mów mi Gabriel – powiedział. – I nie odzywaj się.
Otworzył im lokaj. Wziął od Ruve płaszcz, po czym pokierował ich do wielkiego pokoju, gdzie, jak zapowiedział, miał ktoś czekać. Wnętrze było urządzone z dużym przepychem – widać, że właścicielowi posiadłości nie było żal pieniędzy na wystrój swojej posesji. Na środku pomieszczenia stał sporych rozmiarów stół,  nakryty dla trzech osób. Na jednym z krzeseł siedział młody mężczyzna. Z sufitu zwisał wielki, kryształowy żyrandol. Ściany przyozdobiono wieloma obrazami, wszystko, mimo wielu dodatków, z dobrym gustem. Gabriel podszedł do mężczyzny, pokazując dziewczynie ręką, żeby poszła za nim. Gospodarz wstał i podał jej rękę.
- Thomas – przedstawił się. – Cóż, zapowiadałeś mi, że nie przybędziesz sam, ale że w towarzystwie takiej uroczej panienki… Jak się nazywasz?
- Arashi.
- Bardzo mi miło. Dalej, usiądźcie!
Wykonali jego polecenie. Po chwili na stół wniesiono wiele potraw. Od wielkiego prosiaka, po smakowite sałatki i pieczone ziemniaczki. Do kieliszków nalano szkarłatny płyn. Dziewczyna myślała, że to wino i już chciała spytać swojego towarzysza, czy jej podejrzenia są słuszne, gdy ten ją wyprzedził.
- To nie jest alkohol – powiedział. – To coś znacznie lepszego. Być może czujesz coś w rodzaju głodu… To sprawi, że zniknie. Śmiało.
Niepewnie wzięła kieliszek. Zanim zdołała się zastanowić, co to może być, już upiła pierwszy łyk. I chciała więcej. Bez namysłu pochłonęła całą zawartość kieliszka. Poczuła prawdziwą rozkosz, jak nigdy. Jej ciało przeszedł dreszcz. Jej kły się wysunęły, przebijając dolną wargę. Zobaczyła w swoim odbiciu w talerzu, na który jeszcze nic nie nałożyła, że tęczówki jej oczu przybrały czerwony kolor.
- Chcesz więcej? – spytał Gabriel.
Skinęła głową. Chłopak zawołał kelnera, który od razu dolał jej wspaniałego napoju. Kieliszek znikał po kieliszku, ale gospodarz się tym nie przejmował, a jej kubki smakowe przeżywały orgazm. Ciało drżało. W międzyczasie spróbowała kilku potraw, ale nie mogły one się równać z… no właśnie, z czym? Arashi po chwili zrozumiała, co pochłonęła w zawrotnym tempie. Krew. Wyborną, wspaniałą krew. Jedyną w swoim rodzaju. Zastanowiła się, czy teraz to właśnie będzie jej ulubione danie. Wyglądało na to, że tak. Dodawała jej energii.
Po skończonej uczcie jej towarzysz z Thomasem poszli dyskutować, a ona została sama. Usiadła na skórzanej kanapie. Po chwili podszedł do niej jeden z kelnerów.
- Widziałam, że panience smakowało – stwierdził. – Pan nakazał mi się spytać, czy chciałaby panienka trochę na wynos. Wie pani, my mamy jej dużo. Naprawdę dużo. Możemy trochę oddać, bo i tak zaraz zdobędziemy nową.
- Chętnie. Skąd ją bierzecie?
- Och, jest wiele chętnych. Kto nie chciałby oddać takiej ważnej osobie trochę swojej krwi? Ludzie wiedzą, kim jest. A przecież od razu nie umrą.
Wyczuła, że kłamie. Nie sądziła, żeby mówił prawdę – od zawsze dobrze rozpoznawała, gdy ktoś  zatajał jakieś informacje. Tylko dlaczego to robił? Pozyskiwali ją w tak brutalny sposób?
- Jest wampirem, prawda? – spytała. - Thomas.
- Och, naturalnie, mój pan jest krwiopijcą. Niezwykle cenionym.
- Aha. A Ty?
- Nie, skądże. Jestem tylko zwykłym człowiekiem.
- Czy oprócz wampirów… istnieją na tym świecie inne nadnaturalne stworzenia? Przepraszam, że pytam…
- Nie ma problemu – przerwał jej kelner. – Jestem tu po to, żeby dotrzymać panience towarzystwa, więc mogę też rozwiać panienki wątpliwości. Owszem, są. Zwierzołaki, czarownicy, elfy, krasnoludy… długo by wymieniać. Od dawna człowiek, taki jak ja, nie jest sam na tej planecie. Większość osób nawet nie wie, że istnieją magiczne istoty.
Rozmawiali jeszcze dość długo, aż wrócił Gabriel z Thomasem. Byli wyraźnie zadowoleni. Jej towarzysz oznajmił, że przenocują w rezydencji. Poszli do pokoju. Był wielki, z ogromnym, luksusowym łóżkiem. Urządzony nowocześnie, z wieloma dodatkami. Gdy już znaleźli się w środku, czarnowłosy przyparł dziewczynę do ściany. Wodził ręką po jej policzku, powoli przechodząc niżej, do szyi, obojczyków… Zachowywał się, jakby badał jej ciało.
- Jesteś moja, kochanie. Moja i tylko moja. Należysz do mnie. Nawet nie spróbuj się sprzeciwiać… zresztą, mimo że tego nie pamiętasz, już cię rozdziewiczyłem.
Musiała chwilę przeanalizować to, co powiedział. Rozdziewiczyłem. Zaraz… kiedy? Wtedy, kiedy ją porwał?
- Tak, zgwałciłem cię. I chce to zrobić po raz kolejny, chyba, że po prostu nie będziesz się opierać… I tak to zrobię. Nic mnie nie powstrzyma. Tak, pragnę cię… tak bardzo… moje małe słoneczko, moja mała Araś.
- Ale ja nie mam nawet piętnastu lat! – wychrypiała. – Nie możesz…
- Mogę wszystko. A wiek tu nie gra roli, skoro i tak będziesz żyła jeszcze tysiąc lat… Nie opieraj się. Zaakceptuj to, że jesteś moja. Współpracuj… a nagrodzę cię tym, czego najbardziej pragniesz. Krwią.
Pocałował ją namiętnie w usta, ale się nie opierała. Odwzajemniła pocałunek, kładąc ręce na ramionach wampira. Włożył rękę pod jej sukienkę, wodząc po udach, w okolicach jej majtek… Po chwili pozbył się jej nakrycia. Zauważyła, że ubrał ją w koronkową bieliznę. Zarumieniła się lekko. Ich usta nadal się stykały, a on badał jej ciało. Drżała pod jego dotykiem, szczególnie w okolicach piersi. Zdjął stanik i rzucił go za siebie, w międzyczasie ściągając swoją koszulę.

Sheffield, 15 kwietnia 2017 roku
Wiele podróżowali. Arashi pogodziła się z tym, że właściwie nigdy nie ucieknie. Nie ucieknie od takiego życia. Będzie żyła wiele lat i spędzi je z Gabrielem, czy tego chce, czy nie. Chłopak ją wykorzystywał. Gdzie tylko się zatrzymywali, gdy tylko znajdywali się sam na sam w pokoju z wielkim łóżkiem, dobierał się do niej. Nie miała nic do gadania, starała się mu dawać to, czego pragnął, bo on w zamian ofiarował jej krew. Świeżą, ludzką krew, która dawała jej tyle rozkoszy… Nie miała nawet 15 lat, a już została czyjąś zabawką. Tego dnia dotarli do pustego domu, który należał do wampira. Oczywiście, nie wytrzymał długo bez jej bliskości. Kazał jej sprawić, by było mu przyjemnie… i musiała to robić.

Sheffield, 2 maja 2017 roku
Zostali w domu Gabriela dość długo. Wszystkie dni wyglądały podobnie, a ona miała dość. Jednak teraz miało coś się zmienić… kazał jej przyjść do salonu, gdzie na nią czekał.
- Mam złą wiadomość – powiedział smutnym tonem.
- Jaką?
- Muszę wyjechać. Wyjechać na kilka lat, ale bez Ciebie. Nie wiem, czy wytrzymam, ale znalazłem już dla Ciebie miejsce. Akademia dla różnych magicznych stworzeń, głównie czarodziejów, we Włoszech. Skończysz szkołę to po wrócę. Obiecuję, że wrócę. Nie zapomnij o mnie…

Akademia St. Francesa, 5 maja 2017 roku
Arashi stała przed swoją nową szkołą. Nie pamiętała już nauki w tej w Londynie… Wszystko się jakby rozmyło w jej pamięci przez wydarzenia ostatnich miesięcy. W międzyczasie skontaktowała się z rodzicami – zapewniła, że żyje i wszystko z nią dobrze. Nie wiedziała, czy się nią w ogóle przejmują. Zapewnili tylko, że jeśli będzie czegoś potrzebowała to niech napisze.
Chciała rozpocząć coś nowego. Zapomnieć o Nathanielu, rodzinie i Gabrielu, przynajmniej na czas nauki. Wmawiała wszystkim, że to rodzice ją tu wysłali, a czasem nawet samej sobie. Że wiedzą, kim się stała... że jest z nich dumna, że pochodzi ze starego rodu, że rodzice ją kochają. Kłamie, kiedy tylko może, byle nikt się nie dowiedział... ale tak naprawdę, w głowie wciąż ma słowa "Nie zapomnij o mnie..."
Powrót do góry Go down
 
Historia Arashi
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Historia Szkoły
» Historia pewnego kruka~

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
St. Francesa :: Sprawy Organizacyjne :: Biuletyn :: Historia-
Skocz do: